Koronawirus nadal dyktuje warunki prowadzenia zajęć, dlatego majowe zajęcia także realizujemy zdalnie.

Tematem majowych zajęć terenowych miały być dwa żywioły – woda (a raczej jej niedobór) i ogień. Zmierzałyśmy na nadbużańskich łęgach wyjaśnić czy musimy bać się suszy i pokazać czynniki sprzyjające zatrzymywaniu wody z opadów atmosferycznych.

Widoczna w mediach panika na temat widma katastrofalnej suszy po kilku deszczowych dniach mocno osłabła. Czy rzeczywiście mamy w Polsce coraz mniej opadów i dlaczego naukowcy alarmują, że Polska wysycha?

Klimatolodzy, meteorolodzy i hydrolodzy cierpliwie tłumaczą, że wyróżniamy kilka rodzajów suszy:

  • atmosferyczną – powodowaną brakiem lub niedoborem opadów,
  • rolniczą - objawiającą się brakiem wody w glebie,
  • hydrogeologiczną – objawiającą się brakiem wody w płytszych poziomach wodonośnych,
  • hydrologiczną – objawiającą się wysychaniem rzek (kto ostatnio widział Wisłę, ten wie jak wygląda taka susza)

Zacznijmy od suszy atmosferycznej – klimatolodzy wyjaśniają, że roczna suma opadów w Polsce waha się w nieznacznym stopniu, natomiast coraz większy problem powoduje zmiana ich rozkładu w ciągu roku. Rozwojowi suszy sprzyja nie tylko brak opadów, ale też gwałtowne i intensywne ulewy, w czasie których deszczówka spływa do rzek, zamiast powoli wsiąkać w glebę.

Spływająca szybko deszczówka i brak śnieżnych zim powodują suszę rolniczą – po deszczu gleba bywa wilgotna w stosunkowo cienkiej wierzchniej warstwie, natomiast jej głębsze pokłady są praktycznie pozbawione wody.

Do widowiskowych objawów suszy rolniczej należą tumany kurzu i tzw. piaskowe diabełki czyli powstające przy gorącej, bezwietrznej pogodzie piaskowe wiry (na zdjęciach 1 i 2 widać takiego diabełka grasującego nad Bugiem). Konsekwencje suszy rolniczej są łatwe do przewidzenia – słabsza wegetacja roślin, słabsze plony i drożejąca żywność.

Przeciwdziałanie suszy rolniczej polega na maksymalnym zatrzymaniu deszczówki i hamowaniu jej odprowadzania do rzek. W tym zakresie skuteczne działania może podjąć każdy (nie tylko rolnicy - wy też). Co robić?

Po pierwsze – oszczędzać wodę pitną. Najczęściej wskazywane działania zmniejszające zużycie wody w gospodarstwach domowych pokazuje poniższa grafika.

Po drugie – szanować zieleń. Koszenie trawników sprzyja szybkiemu wysychaniu gleby. W celu zahamowania tego procesu coraz więcej spółdzielni mieszkaniowych rezygnuje z koszenia trawników lub zastępuje trawniki kwietnymi łąkami. Takie rozwiązania sprzyjają bioróżnorodności i są przyjazne dla owadów zapylających. Argumenty najczęściej zgłaszane przeciw rezygnacji z koszenia mają charakter zdrowotny (protestują alergicy) i estetyczny („niekoszone trawniki są brzydkie” - kwestia gustu). Zatrzymywaniu wody deszczowej sprzyja obecność drzew – im większych, tym lepiej. Jedno duże drzewo liściaste może zmagazynować w koronie od 250 do 450 litrów wody (odciążając jednocześnie kanalizację deszczową). Ponadto drzewa schładzają otoczenie.

Po trzecie – w miarę możliwości należy magazynować deszczówkę (np. do podlewania ogródka i trawników).

O innych metodach rozsądnego gospodarowania wodą opowiemy na zajęciach czerwcowych - mamy nadzieję że w terenie – a teraz kilka słów o drugim żywiole.

Jak wiadomo suche materiały są bardzo łatwopalne. Mimo licznych apeli i tłumaczeń suche trawy płoną co roku. Największy tegoroczny pożar spowodowany prawdopodobnie wypalaniem traw objął ponad 5 000 ha czyli 10% powierzchni Biebrzańskiego Parku Narodowego. Przyrodnicze straty wywołane przez ten pożar nadal są szacowane. Wypalanie traw przynosi wiele szkód – przede wszystkim niszczy bioróżnorodność i NIE UŻYŹNIA gleby, ale też zwiększa zużycie wody.

Obejrzyjcie zdjęcia i filmy przedstawiające pożar i gaszenie łąk w okolicy Wizny i obok mostu na Bugu. Zobaczcie, jak przemieszcza się pożar traw i trzcin. Doceńcie pracę strażaków. Popatrzcie na strumienie wody gaszącej te pożary i nigdy, przenigdy nie stwarzajcie w terenie zagrożenia pożarowego!!!!

 

 

 

Do zobaczenie w czerwcu

Hanna Chromińska & Ewelina Puścian